Witam,
od razu przepraszam, za odświeżenie tego tematu...jednak czuję nieodpartą potrzebę wyżalenia się...
Znowu nastały u mnie ciężkie dni - już tak długo było ok...a tu taki zonk. Widzę, że od pewnego czasu zaniedbuje osoby mi (chociaż minimalnie) bliskie. W pracy nie daję z siebie chociażby tych minimalnych - oczekiwanych 100%... ;/...mam świetnego szefa - który pewnie do dzisiaj darzył mnie zaufaniem
...dzisiaj pewnie wszystko to na co pracowałam zawaliłam - i w sumie to najbardziej mnie dobija. Nie wiem sama czy to przemęczenie - w nocy przed kompem siedzę a codziennie średnio od godziny ósmej rano praca - pomimo tego, że siedzę w domu to ciągle coś jest...niestety powierzone mi stanowisko nie pozwala na to aby zawalić nawet drobnostkę...a ja ostatnie dni daje ciała na całej linii ;/...źle mi z tym strasznie - uwielbiam swoją pracę, to co robię a czuję, że nie wyrabiam. Liczę dni do świąt gdzie będę mogła usiąść ze świadomością, że za chwile nie zadzwoni telefon, że czegoś brak, coś trzeba zamówić na wczoraj
...
W dodatku ciągle wyrzuty rodziny, znajomych - nie masz czasu, siedzisz w tej robocie, jak już z kimś się spotkam to nie mam innych tematów jak...praca - dzwonię tam co chwilę nawet jak siedzę z kimś w domu to odpalony komp i ciągle na gg...niby w takiej sytuacji powinnam mieć wszystko pod kontrolą...a czuję jednak, że coraz więcej rzeczy mi umyka. Nie chcę doprowadzić do sytuacji, że szef uzna że nienadaję się do tej pracy - ja wiem, że jest inaczej...nie wiem czy szczerze z nim pogadać, że już nie wyrabiam, że mi ciężko.
Ostatnimi czasy w dodatku posypało mi się kilka spraw rodzinnych, to też mnie przytłacza - siedzę w pracy i odbieram kilka telefonów, że znowu coś nie tak, że jest źle...i wypadam z tego rytmu, znowu niby obecna a jednak nieobecna w pracy
...pomóżcie...dajcie siły żeby wstać rano - naprawić te kilka zawalonych spraw...