przez Júzek » 2007-06-08, 20:56:36
Witam serdecznie.
Na wstępie chciałbym zapobiec ewentualnym mylnym interpretacjom moich intencji. Tworze ten temat by poznać Wasze poglądy, spojrzeć z innej pozycji niż moja na temat wiary. Nie mam na celu negowanie, wyśmiewanie czy udowadnianie komukolwiek czegokolwiek.
Nie wyznaje żadnej religii. Od paru tygodni budzę się z katolicyzmu \ chrześcijanizmu. Zmiana nie miała miejsca w czasie jakichś znaczących wydarzeń w moim życiu. Wybrałem w miarę spokojny czas by nie zakłócać myśli emocjami. Do sedna...
Religia jest sposobem na tłumaczenie sobie tego, co nie jest wytłumaczalne na drodze naukowej lub na drodze rozumu osoby wierzącej. Zauważmy, że wraz z postępem techniki i wiedzy spada ilość tematów, które tłumaczy religia. Dawno, dawno temu ludzie czcili Boga Chmurę, bo padał deszcz, czcili Boga słońce, bo świeciło słońce, czcili Boga Kamień, bo od czasu do czasu wybuchł wulkan. Jaką mam gwarancję, że „dzisiejszy” Bóg nie jest czczony z powodu „niewyjaśnialności” tego, co dziś człowiek nie jest w stanie wytłumaczyć.
Ludzie powiązani wspólnym „pierwiastkiem” (tu religia) odczuwają przynależność do pewnej grupy, jest to element spajający. Podobnie jak fakt, że jesteśmy pochodzenia polskiego stwarza poczucie tego, że jesteśmy Polakami, podobnie jak regularne korzystanie z Internetu daje nam poczucie przynależności do społeczności Internatów czy posiadanie pracy do grupy pracującej. Gdy już człowiek przynależy do grupy i im mocniejszy jest ten element spajający tym łatwiej jest nim manipulować. Patrz ostatnie wybory. Czy możliwość wpływania na masy nie jest korzyścią dla władzy? W zdecydowanym interesie władzy jest podtrzymać to zjawisko. Władzy – kogoś dążącego do wpływu na działania mas.
Religia jest niesamowicie subiektywna. Jest „skonstruowana” tak by można było ją poddawać ogromnej liczbie różnych interpretacji. Można przy pomocy przykładów w niej zawartych tłumaczyć często sprzeczne lub zupełnie osobne tematy. Korzystając z wysokości w hierarchii społecznej narzucić własną interpretację a nawet tłumaczyć swe czyny przykładami, które, mimo iż spójne logicznie prowadzą w rezultacie do sprzeczności z prawdami, które niesie wiara. Przykład: misje chrystianizacyjne. Gwałty, grabieże, mordy, w imię Boga pod przykrywką nawracania na „słuszną wiarę”. Jak w imię Boga, który uczy miłości można mordować, gwałcić i okradać?
Moim zdaniem właśnie te główne cechy religii (manipulacja, usprawiedliwienia, interpretacja wg potrzeby) sprawiły, że jest ona tak popularna i chętnie podtrzymywana.
Odchodzę od religii gdyż w miarę postępu mojego rozwoju intelektualnego jestem w stanie tłumaczyć sobie więcej jak dotychczas. „Wędrówki” doprowadziły mnie do poglądów pomiędzy agnostycyzmem poznawczym i religijnym. Uważam, że nie jest możliwe potwierdzenie istnienia Boga jak i nie jest możliwe zaprzeczenie jego istnieniu. Jedyne „dowody”, jakie posiadamy są wytworzone ręką ludzką lub doznane przez niego, czyli nie mamy pewności czy są autentyczne. Mówiąc o „dowodach” mam na myśli głównie Pismo Święte, objawienia, cudy i znaki. Na drodze wielu rozmów z wieloma ludźmi na wielu szczeblach intelektualnych, rozpoczynając od zwykłych śmiertelników, kończąc na profesorze filozofii z pewnej renomowanej uczelni; przeważnie pojedyncze kwestie kończyły się stwierdzeniem, „bo to Bóg”, ”niezbadane są wyroki Boga”, „na tym polega wiara”, „wierzyć by wierzyć”, „bo tak jest”. Owe sformułowania niesamowicie mnie irytują. Potwierdzają ślepy i irracjonalny sposób rozumowania rozmówcy. U przeciętnych osób jest to wybaczalne gdyż powtarzając całe dotychczasowe życie, na coniedzielnych i odświętnych spotkaniach to samo, chcąc nie chcąc utrwala się ich treść. Zapewne gdyby wszyscy dookoła od urodzenia wmawiali nam, że „coś” jest „jakieś” to z pewnością byśmy brali to za prawdę. Teraz pytam. Czy człowiek myślący, nieświadomy wiary od dzieciństwa jest w stanie przyjąć jej prawdy za wiarygodne? Jako, że jest to możliwe nie będzie to takie łatwe. O wiele prościej jest wpoić coś dziecku niż myślącemu dojrzałemu człowiekowi. Teraz pytanie. Czy wierzycie, bo tak Was wychowano czy z własnej świadomej woli i poprzez świadomy wybór?
Wyżej wspomniałem o dowodach. W roli rozwinięcia tematu przedstawię „jak widzę to ja”.
Pismo Święte.
Jak wiemy Biblia powstała około tysiąca lat temu. Księgi Starego Testamentu były pisane językiem hebrajskim i częściowo aramejskim i greckim. Nowy Testament był już całkowicie pisany w języku greckim. Biorąc pod uwagę wiek oraz różnorodność języków, bardzo łatwo dojść do wątpliwości czy na drodze tłumaczenia nie doszło do błędów związanych z ewolucją językową, niewiedzą tłumaczy, czy innych przekłamań. Na chwilę załóżmy, że to, co czytamy dzisiaj oznacza identycznie to samo, co w czasie pisania. Zarówno Jezus, jaki i ci, którzy głosili Jego słowo posługiwali się przykładami, przenośniami. Ilustrowali treści poprzez opowieści. Skoro tak to, jaką mamy pewność, że to, co czytamy nie jest przenośnią? Na jakiej podstawie możemy brać treści za prawdziwe. Czy nie jest możliwe, że to, co miało służyć za przykład dziś omyłkowo jest brane dosłownie? No raczej.
Poza opowiadaniami, przypowieściami itd. Biblia zawiera wiele prawd historycznych. Udowodnionych i udokumentowanych wydarzeń. Biorąc je za podstawę niczym pień drzewa łatwo uwiarygodnić nie zaistniałe historie. Skoro tekst opisuje coś, co wszyscy pamiętają i co jest powszechnie znane wówczas trudno jest wyczuć, co jest fikcjom a co nie. Prosty przykład: wiadomości: wszyscy słyszeli o jakimś konkretnym zdarzeniu. Skoro ono jest prawdziwe to za prawdziwe (przeważnie) uznaje się to, co towarzyszy relacjonowaniu tego zdarzenia. I tak widzowie różnych telewizji mogą mieć różne wyobrażenia na temat tego samego zdarzenia.
Reasumując: nie uznaje Biblii za wiarygodne źródło wiedzy na temat istnienia Boga, wiary itd.
Objawienia.
Przez objawienie rozumiem ukazanie się Boga człowiekowi.
Skoro Bóg jest niematerialny to ja człowiek może go zobaczyć. Czy to oznacza, że Bóg przywdziewa się w materialność okazyjnie? Jeżeli tak to skoro jest nieskończony to przy objawieniu powinien zajmować nieskończoną ilość miejsca. Zakładając, że objawienia są rzeczywistym faktem, dlaczego kościół nie bierze ich pod uwagę i nie zmienia prawd dogmatycznych na podstawie tych objawień?
Reasumując: objawienie jako fizyczne ukazanie się nie jest możliwe, ponieważ musiałby podlegać prawom fizyki. Objawienia nie są brane za wiarygodne nawet przez kościół. Nie słyszałem by kościół update’ował cokolwiek na podstawie objawienia.
Zakładając, że osoba, która doznaje objawienia widzi „coś”, co nie wchodzi w reakcje fizyczną z rzeczywistością, nie poddaje się prawom fizyki i jest widoczne tylko dla niej. W psychologii ogólnie nazywa się to schizofrenią. Biorąc osobę wysoko w hierarchii, czyli ogólnie traktowaną za wiarygodną i dodając atak schizofrenii mamy tak zwane objawienie. Oczywiście to jedna z teorii, które uważam za najtrafniejszą.
Cudy.
Wpierw słowo wprowadzenia. Za przypadek rozumiem związek przyczynowo skutkowy, którego zajścia nie rozumiemy. Mówi się ze lotto to przypadek owszem, gdyż nie rozumiemy i nie potrafimy przewidzieć \ obliczyć \ świadomie wytypować wylosowanych liczb. Jest to wynikiem braku wiedzy i możliwości fizycznego pomiaru wszelkich wartości fizycznych, które swoim wystąpieniem dały właśnie taki wynik swego działania. Termin cud wyjaśniam jako związek przyczynowo skutkowy, którego pochodzenia nie rozumiemy dodając zabarwienie emocjonalne. Prosty przykład: pewien iluzjonista przeszedł po powierzchni wody na jednym z publicznych basenów. Gołymi stopami, lekko podwiniętymi nogawkami, ludźmi przepływającymi przed, pod, wokół niego i kilkoma kamerami w odległości kilku centymetrów, przeszedł około 10 metrów. Czy to nie cud? Jezus też chodził po wodzie. Wówczas określono to ponadludzką mocą. Podobnie jak palenie czarnych kamieni (węgiel) i wydobywanie ognia z drewna (przez pocieranie). Dlaczego ten iluzjonista nie został beatyfikowany skoro podobnie jak Jezus chodził po wodzie?
Znaki.
Zakładając, że zaszło zdarzenie, które wierzący zaliczy do znaku od Boga. Dlaczego jako znak od Boga uznaje to tylko wierzący a w żaden sposób nie da się tego mu przypisać? Tak zwane znaki od Boga są dla mnie równie prawdopodobne jak znaki na polach od kosmitów. W jednio i drugie wierzą tylko ludzie podatni na sugestie związane z danym tematem.
Wiele razy odniosłem się do osoby Jezusa. Jestem przekonany, iż nie muszę udowadniać, że Jezus żył naprawdę. Jest to potwierdzone w wielu źródłach historycznych. Moim zdaniem zabarwienie osoby Jezusa boskością nie było potrzebne by zapisał się w kartach historii tak wyraźnie jak ma to miejsce dziś. W tamtych czasach bardzo łatwo było otrzymać metkę Boga, półboga, jak i diabła czy czarownika. Wystarczyło wyprzedzać tłum inteligencją i zdolnościami by łatwowierny lud uznał pewne zdarzenia za ponadludzką zdolność. Nie zaprzeczam boskiej mocy Jezusa, ponieważ nie da się udowodnić jej istnieniu jak i nieistnieniu (agnostycyzm poznawczy). Z pewnością był to wielki człowiek, z pewnością był na tyle wyraźną postacią by znaleźć się na swoim miejscu w historii. Odejmując część teistyczną, nadprzyrodzoną, całą magiczną barwę jego osoby i pozostając przy racjonalnym i realistycznym faktom historycznym uznaje go za bardzo „wielkiego” człowieka, zarówno jak i świetnego socjotechnika.
Podsumowując: Jezus był „wielkim” człowiekiem, wyprzedzał inteligencjom swych słuchaczy, których psychika była niesamowicie żyznym gruntem dla nasion błędnych wniosków. Stąd może wynikać cała treść „magiczna” dotycząca Jezusa. Niewykluczone iż Jezus nie dążył do statusu maga czy ponad człowieka, zostało mu to dodane na drodze czasu i podziwu dla jego osoby.
Jest jeszcze kilka spraw, które nazywam paradoksami i sprzecznościami wiary.
Skoro Bóg jest wszechmocny:
Tak jest napisane w Biblii, owe stwierdzenie powtarza się w wielu pieśniach i stanowi jedno z podstaw obrazu Boga. Jednym z przykładów na jego wszechmoc miał być opisany w Biblii fakt rozstąpienia wód morza Czerwonego. Skoro rozstąpił morze, by uratować ludzi uciekających z Egiptu przed śmiercią, dlaczego nie otworzył bram obozów koncentracyjnych? Dlaczego nie ingeruje w tematy decydujące o ludzkim życiu?
Skoro Bóg jest wszechwiedzący (Psalm 139:1-5; Księga Przypowieści 5:21):
To wie wszystko, czyli wie, co będziemy robić w przyszłości, wie jak się zachowamy w każdej możliwej sytuacji. W takim razie, dlaczego poddaje nam próbom? Skoro zna wynik, dlaczego tworzy nam przeszkody? Jego działania pasują do słowa „znęcanie się”. Skoro jesteśmy jego dziećmi to czy Wy widząc jadącą ciężarówkę będziecie patrzeć jak Wasze dziecko pod nią wchodzi? Raczej nie.
Skoro Bóg jest samowystarczalny:
Po co mu człowiek? W Biblii napisano, że stworzył człowieka by ten mu służył. Ale, po co mu cokolwiek skoro jest samowystarczalny?
Skoro kocha nas bezgranicznie:
Po co tworzy ludzi, którzy trafią po śmierci do piekła. Skoro jest wszechwiedzący to wie, że tworzy dusze skazaną na wieczne potępienie. Czyli świadomie skazuje ludzi na piekło. Czy to jest dowód miłości?
Skoro Bóg był zawsze:
Zakładając, że Bóg był zawsze to znaczy, że trwał nieskończoną ilość czasu do chwili dzisiejszej. W takim razie czekał przed stworzeniem świata nieskończoną liczbę czasu. W takim razie nie powinno dojść do stworzenia świata, ponieważ nieskończoność się nie kończy tak, więc nie mógł czekać nieskończoności i na KOŃCU nieskończonego czasu coś zrobić.
Bóg jest prawy, co znaczy, że nie pozwoli, by działo się zło.
W takim razie choroby, mordy, gwałty, przemoc itd. to jest dobro?
Bóg jest duchem, czyli jest niewidzialny (Ewangelia wg św. Jana 1:18, 4:24).
Jakim cudem można to stwierdzić skoro Bóg jest niezbadany?
Dzięki Bogu nie mamy się, czego obawiać, ponieważ Bóg chce poznać każdego z nas osobiście (Księga Wyjścia 22:27; Psalm 31:19; 1 List św. Piotra 1:3; Ewangelia wg św. Jana 3:16, 17:3). Skoro chce nas poznać to znaczy, że nie wie tego, co pozna, skoro czegoś nie wie to znaczy, że nie jest wszechwiedzący.
Skoro dusza jest niematerialna to jak może płonąć (w ogniu piekielnym)?
Tak przedstawia się wstęp do spisu treści moich poglądów i przekonań dotyczących wiary na dzień dzisiejszy. W miarę zgłębiania tematu, niektóre wątki mogą się zmienić. Na dzień dzisiejszy jestem pewien, że nie powrócę do tego snu.
Wytrwałym dziękuje za poświęcony czas. W ramach rozluźnienia krótki dowcip, który ostatnio bardzo mnie rozśmieszył, poza tym pasuje do tematu.
Pewien człowiek trafił po śmierci do piekła. Z wielkim zdziwieniem stwierdza, że panuje tu przyjazny klimat, bez płomieni, bez ognia itd. Zaczął kierować się w stronę światła i zapachu pieczeni. Po dojściu na miejsce zauważył, że stoi przed przeogromną imprezą, wszyscy chleją, palą, ćpają, nikt nie martwi się, że coś mu zaszkodzi i umrze. Podchodzi do niego diabeł, po czym człowiek się go pyta: Diable jak to końcu jest? Przecież zawsze mi mówili, że w piekle jest ból, płomienie, grzeszne dusze gotują się w smole a tu impreza lepsza jak na ziemi. Na to diabeł z uśmiechem na twarzy wskazuje na wielki kocioł, z którego wydobywają się krzyki i jęki. Po czym mówi: Widzisz kocioł? Tam są katolicy. Jak wierzyli tak mają.
Pozdrawiam.