kobieta napisał(a):Nie dziwię się w sumie, że Ty tego nie potrafisz pojąć, bo Ty nie wierzysz w nic,
Wierzę. W twardą walutę wierzę
kobieta napisał(a): nie można Ciebie obrazić, nie da się walnąć w tak czuły punkt jak religia, ale zapewne jakbym obraziła osoby, które kochasz tutaj na ziemi to też byś się zdenerwował. I gdzie byłby wówczas Twój dystans?
No i właśnie o tym mówię - o tej niewidzialnej granicy. Nie twierdzę, że Ty ją przekraczasz, albo ktokolwiek inny, ale:
Są takie osoby wśród katolików, dla których Bóg jest najważniejszy. OK, nic mi do tego. Ich wola, ich wiara, ich sprawa. Jednak takie osoby, które traktują Boga jak coś najważniejszego tracą dystans do rzeczy, które istenieją naprawdę. Czyli np. najbliższy - dziewczyna, chłopak, rodzeństwo, rodzice, dziadkowie. Obrażając uczucia religijne "obraża się" jedynie osobę, do której jest to kierowane. Nie są atakowane konkretne osoby, a jedynie wiara. I teraz (uwaga, bo to będzie kwintesencja mojego toku myślenia
): wiara jest rzeczą względną. Można ją mieć, może istnieć, może jej nie być. Można się z niej nabijać, można szydzić, ale tak naprawdę
nikt nie zostanie wyzwany, na nikogo nie będzie się wieszać psów. Inaczej jest w przypadku, gdy osoba wierząca, z braku wiary u ateisty, zacznie poddawać wątpliwość uczucia do istniejącej osoby tego ateisty (pamiętaj, że ateista nie jest osobą wierzącą). Wtedy to już obrażane są osoby postronne.
I na tym polega cały trik:
1) wierzący podchodzą do swojej wiary często z brakiem dystansu
2) trudno udowodnić, że ktoś obraził czyjeś uczucia. Nawet przed sądem ciężko to udowodnić.
A jeśli Ciebie uraziłem, Marta, pisząc per "katoli", to serdecznie przepraszam. Nie było to w moim zamiarze.