dkm1941bismarck - 12 lut 2012 07:30 napisał(a):nie zmienia to faktu że była wielką divą światowej muzyki i że już nigdy nie usłyszymy "na żywo" jej głosu
Akurat nie masz się czym martwić, gdyż od wielu lat jej występy na żywo były tragiczne. Albo się spóźniała, albo przychodziła naćpana i pijana i producenci programu ją zwalniali, albo jak już wystąpiła to śpiewała jakby połknęła kij bilardowy. Przykładem jest Sopot i rok 1999. Niesamowicie oczekiwany występ przez miliony ludzi. Wielkie wydarzenie, które... okazało się być klapą. Klapą, bo Whitney zaśpiewała jakby miała w dupie widownię, zarówno tę na żywo jak i tę przed telewizorami, która oczekiwała w napięciu na jej występ. Nie dała wówczas nawet 1/16 z siebie. Zresztą, jeśli ktoś w 1999 roku nie oglądał na żywo Whitney w Sopocie to można sobie to znaleźć na YT i samemu się przekonać. A potem było już tylko gorzej, zaczęła się staczać tak, iż widownia to obserwowała. Także doprawdy nie masz czego żałować, że nie zaśpiewa już na żywo. Wręcz należy się cieszyć...
Zawsze ją lubiłam, chociaż czy ją? Jej głos raczej, przenikliwy, niesamowity. Lubiłam też jej niektóre utwory. Lubię do dziś. Ale człowiekiem była wg mnie słabym, niesamowicie słabym, bo weszła w używki i dała się im porwać. Zmarnowała życie, bo przez większość była naćpana lub pijana. Przez ostatnie lata to córka się nią opiekowała, zamiast odwrotnie. Ciągłe kuracje w zakładach odwykowych, które dawały rezultat na chwilę. Pogrążyła się, pozwoliła sobie na upadek i cóż, nadszedł dzień, gdy to ją zniszczyło. Gdyby nie narkotyki mogłaby cieszyć się życiem przez długie lata jeszcze - nie mówię o karierze już nawet, ale o życiu, takim zwyczajnym. Mamy tylko jedno przecież. Nie warto siebie samego pogrążać.