Cóż,
Do pokłosia podszedłem z czystą głową, nie wiedząc nawet o czym ów film będzie. Na ulotce przeleciałem tylko pobieżnie fabułę, więc element zniesmaczenia oklepaną w kinematografii fabułą opartą na wojennym losie żydów nie trafił mnie znienacka po kilku pierwszych scenach.
I tak oto przejdę do końca filmu
, po pierwsze dlatego żeby nie spoilerować, ale też dlatego, że film trafia do nas bardzo bezpośrednio i czas na refleksje przychodzi dopiero po przysłowiowych napisach. Tutaj moje odczucia były dwojakie. Po pierwsze zdałem sobie sprawę, że obejrzałem właśnie bardzo dobry thriller którego najmocniejszymi stronami są świetnie dobrani aktorzy i wręcz zachwycająco realistycznie skonstruowane postacie i scenerie. A także fajnie zbudowana wielowątkowa historyjka z pogranicza filmu noir, która przy odpowiednio dobranych kadrach, pięknie zlewała się w niedopowiedzianą całość; ciekawą fabularnie i zgrabnie zmontowaną i wyreżyserowaną.
Potem jednak, po drugie, dochodzi do nas, że kontrowersja jest jakby a posteriori wpisana w każdy z wymienionych wcześniej elementów. Niby ma być to realistyczna konwencja, co się nawet udaje, niby fakty historyczne, a jednak odnosi się nieodparte wrażenie, że to wszystko to po prostu strzał we własne kolano. Cała otoczka jak muzyka, światło etc, daje monumentalne podwaliny przesadzie w przedstawianiu martyrologii. Jak łuski po nabojach na miejscu zbrodni, które niby wyglądają naturalnie ale każda jest oznaczona kółkiem namalowanym dookoła kredą i wielką kartką z numerem dowodu.