Pamiętam, że czytałem tę książkę Dona DeLillo krótko po studiach. Z perspektywy lat nie sądzę by była to najlepsza pozycja, raczej dość powierzchowna i płytka ale pokrywała się z moimi zainteresowaniami i nie zaprzeczę, że była jedną z tych które wkręciły mnie w nurt postmodernizmu. Dziś nikomu bym jej szczególnie nie polecał bo i upodobania zmieniły mi się w kierunku egzystencjalnym i poziom intelektualny też trochę mi się poprawił
, ale film mimo to chętnie obejrzę, ot tak z sentymentu.
Cronenberga także sobie cenię, choćby za wschodnie obietnice, za bohaterów oderwanych od swojej cielesności, za własny wykreowany przez lata styl trochę podobny do genialnego Bergmana, w swoim milczącym emocjonalnie świecie stworzonym na ekranie.
I tutaj następuje w mojej głowie zderzenie na płaszczyźnie zaangażowanych do filmu aktorów. Co tam robi Pattinson? Co miał na myśli Cronenberg angażując go do tego filmu? Historia może nie jest zbyt zawiła i skomplikowana ale jednak z pewnością przerasta możliwości tego aktora. Dla niego jedyną odpowiednią formą są obrazy w których kreacja aktorska odgrywa drugorzędną rolę za efektami specjalnymi, maską charakteryzacji i dziecinną spłyconą fabułą. Nie mniej z tego co pamiętam główny bohater w książce, co zresztą wpasowuje się w twórczość Cronenberga, lekko otępiały emocjonalnie i umysłowo był, więc może Pattinson nasunął mu się na myśl ot tak, z miejsca.
Jeśli jednak tak było to co w tym filmie robi Juliette Binoche? Aktorka przecież w przeciwieństwie do poprzednika utalentowana i poniekąd też emocjonalnie i zmysłowo podchodząca do roli, co pamiętamy chociażby ze świetnej kreacji w Angielskim Pacjencie u boku Fiennesa. Na pewno będzie ona miała trudności z wpasowaniem się w twórczość Cronenberga w dodatku w adaptacji takiej powieści jak Cosmopolis.
To wszystko sprawia, że jakoś czarno widzę tę obsadę i nie wróżę temu filmowi najlepszych recenzji. Szósty zmysł filmowy podpowiada mi także niepojętą nudę, no ale czego się nie robi z sentymentu...