przez blues » 2010-05-12, 22:55:55
Niedawno zmarł mi kolega z pracy. Lubiliśmy się. Fajny, dowcipny. Takich ludzi zawsze szkoda.
Nie jestem wierzący, a mimo to poszedłem na pogrzeb dla niego i dla siebie. Nie wiem, czy patrzył na mnie z góry, bo nie wierzę, że góra istnieje, ale poszedłem. Położyłem kwiaty.
Gdyby ktoś zachował się tak nad moim grobem jak ja nad jego to "byłbym po śmierci zadowolony" :-)
Trzeba chyba się zastanowić nad tym co w danej chwili chciałby nieboszczyk, a przed chwilą nasz znajomy, przyjaciel... i spełnić te jego niewypowiedziane prośby.
Potem, no cóż... zapomnimy o nim. O nas też zapomną, ale warto wspomnieć "taki był fajny, pamiętacie?" i do niego się w duszy uśmiechnąć.
Śmierć jest koleją rzeczy tak jak narodziny.
Najwięcej wydasz na kobietę która nie będzie chciała pieniędzy za seks.