A ja mam dwie wersje wymarzonych podróży
Obie mam zamiar zrealizować jak tylko przejdę na przysłowiową emeryturę. Czyli liczę, że wcale nie tak długo...
Numero uno na południe, bliski wschód, do kolebki ludzkości i śladami kolonialistów.
Początek, tak bardziej przy okazji - przez Bratysławę, Wiedeń, Triest, Chorwację, aż do Tesaloniki i stamtąd do Istambułu gdzie zaczęłaby się właściwa wyprawa. Potem odwiedziłbym na pewno Bagdad i półwysep Arabski odrywając się na chwilę w kierunku nowoczesnych atrakcji Dubaju, Kataru etc.
. Potem wróciłbym do Damaszku i skierował się na zachód, koniecznie przez "ziemię świętą" i Suez, Aleksandrię, Tobruk, Benghazi, Misratę, Trypolis, aż do Tunezji. A następnie przez Algierię do Maroka gdzie odwiedziłbym Gibraltar i Casablankę. Podróż natomiast skończyłbym pewnie w okolicach Kordoby. Fajnie by było nie korzystać przy tym ze środków transportu takich jak samolot, choć w sumie moim marzeniem byłoby polecieć samodzielnie nad tym piaskiem w jakimś dwupłatowcu
. Ale do tego to raczej nie dojdzie.
Drugą opcją jest naturalnie daleki wschód dla odmiany
Tu nie mam jeszcze szczegółowego planu ale na pewno chciałbym odwiedzić: Malezję, Filipiny, Singapur, Wietnam, Kambodżę, Tajlandię i te wszystkie znane porty w Makau, Szanghaju i Hong Kongu czyli siłą rzeczy też Chiny. Potem pewnie zahaczyłbym o Koreę i skończył podróż odpoczywając w Japonii.
Problem w tym, że każda z takich wypraw to przynajmniej z 3 miesiące. Jakbym był sam to mógłbym tak jeździć nawet po dwa lata ale problem co w tym czasie zrobić z rodziną? Paradoksalnie małżonka czy dziecko na takim wyjeździe zabiłaby cały jej romantyzm
, a bardzo chciałbym pojechać sam. Też telefony i ta cała cholerna technologia trzymałaby mnie trochę na uwięzi. Ale kiedyś pojadę... Zobaczycie, że pojadę