Drogi Marcinjuve,
podobno jeśli boli to znaczy, że żyjesz. Okrutne, prawda? Ale musisz wiedzieć, że wrażliwość też jest męska. Nie warto wymyślać Ci pocieszeń, bo to tylko słowa, a rana zabliźnia się dopiero po danym (dla każdego innym) czasie, bez względu na zasłyszane wyrazy współczucia. Myślę jednak, że lepiej jest przeżywać Ci to jeszcze przed planowanym małżeństwem niż po tej abstrakcyjnej przysiędze... Poza tym... "jeśli coś kochasz - puść to wolno. Jeśli wróci, jest Twoje, jeśli nie - nigdy Twoje nie było" [P. Coelho]. Może nie było Wam dane, a może wróci... pytanie tylko, czy mógłbyś przebaczyć.
Jacek i Agatka napisał(a):Moja rada jest prosta: ubierz spodnie i badź mężczyzną.
Myślę, że nie chodzi o pokazanie sobie, że jest się "dużym chłopcem, więc nie płacze się nad rozbitym kolanem" ani o przynależność do tej "silniejszej płci". Każdy człowiek przeżywa własne tragedie i musi się z nimi zmierzyć. Udawanie, że nic się nie stało, nie sprawi, że spodnie będą lepiej leżeć. To jasne, że otrząśnięcie jest potrzebne, bo pielęgnowanie smutku też może stać się codziennym nałogiem, jak papieros na dzień dobry. Warto to zrobić dla siebie, żeby móc oddychać pełniej i dostrzegać, że świat może przynieść jeszcze wiele niezwykłości i pozytywów.
Pozdrowienia!