Mi się spodobał jeden z komentarzy:
Wreszcie pedagog, ktory potrafi znalezc wspolny mianownik z mlodzieza. Warto,
by do masowej swiadomosci dotarlo, ze dzisiejsze 16- 17-latki pala trawe, pija i
nieskrepowanie uprawiaja seks.
W sumie racja. Sama kiedyś miałam wyjazd z trudną młodzieżą w czasach studenckich. Chłopaki w wieku 16-18 lat byli koszmarni, z całkowitego dna społeczeństwa. Nic do nich nie docierało, żadne "normalne sztuczki pedagogiczne". Po tygodniu męki poszłam z nimi na ciszy nocnej na wino z inną młodą wychowawczynią. I gdy się przekonali, że my też potrafimy chlać, nawet więcej niż oni (na szczęście ta impreza w plenerze i w ciemności nie zauważyli, że większość alkoholu wylewałyśmy
), a przekleństwa znamy takie, że nawet o takich nie słyszeli- poczuli szacunek. I kolejne dwa tygodnie byli grzeczni, kulturalni i posłuszni- nie klęli, grzecznie skrobali ziemniaki dla całego obozu, chodzili parami itd. Wiem, że za takie coś pewnie też bym miała problemy, gdyby się wydało. Ale do dziś uważam, że było warto, skoro tylko w ten sposób można było do nich dotrzeć i im pokazać, że nie muszą szpanować swoim chamstwem, a większą sztuką jest kultura osobista.
Jeden z moich profesorów powtarzał na wykładach:
Dobry nauczyciel żeby nie stracić swoich uczniów z oczu, to pójdzie z nimi nawet na wagary.
Chyba miał rację, że lepiej czasem pokazać uczniom, że nauczyciel też człowiek...