przez chokkie » 2010-02-08, 01:46:33
szukając innego wątku, przypadkiem natknęłam się na ten, i aż nie mogę niczego tu nie napisać. pociągiem jeżdżę codziennie, i mam ten wątpliwy zaszczyt podziwiania wybitnych pomysłów polskich kolei państwowych. i tak zaczynając od prozy życia, kiedy to wchodząc na dworzec w piątek o godzinie 14 - godzinie najbardziej dogodnej dla studentów zjeżdżających z torbami pełnymi ubrań do domów, młodzieży kończącej zajęcia szkolne, i wielu innych, którzy postanowili wybrać się do miasta z przeróżnymi intencjami i chcą z niego wrócić - widzę, o ironio, szynobus - najmniejszy z możliwych i chmarę ludzi, mających wewnętrzny dylemat: "będzie miejsce, żeby unieść klatkę piersiową przy wdechu?". dalej w kolejności: spóźnienia. oczywiście zawsze w najmniej odpowiednich momentach (tak, tak, czasem są momenty, w których spóźnienie byłoby zbawieniem). ale to wszystko i tak nie jest w stanie przebić mojej podróży z Gdyni do domu. odstępy czasowe miedzy odjazdami: 8, 14, 22. Raczej logiczne, że ludzie wybiorą 14. Dzień zakończenia jednego z największych w Polsce festiwali - Open'er plus zakończenie czegostam z żaglówkami. Masa ludzi na peronie, wszyscy z wypchanymi na maksa torbami. PKP przeszło samo siebie.Wagonów było tak mało, że naprawdę zaczęłąm wątpić, że w ogóle do tego pociągu wejdę. Na pytanie, czy dostawią cokolwiek odpowiedź: nie. Jednak weszłam, z trudem, ale jednak. Pięć godzin stania z towarzyszącym uczuciem a'la sardynka w puszce, awanturujący się dres i mamusia rozpieszczonego studencika. a wagony dostawili... w Poznaniu, gdzie i tak wysiadła większość podróżnych...
(łoooł, się rozpisałam)
you know what says thank you like nothing else?