Jan często jeździł na delegacje. Lecz gdziekolwiek pojechał, to po jakimś czasie przysyłano stamtąd nakazy potrącania z pensji alimentów. Szef wzywa Jana i pyta:
- Dlaczego ma pan tyle nieślubnych dzieci, a z własna, piękna żoną ani jednego.
- Bo ja, szefie, ja w niewoli się nie rozmnażam!
Dwaj kumple spotykają się w barze:
- Słyszałeś najnowsze wieści? Staszek nie żyje!
- Mój Boże! A co mu się stało?
- Przejeżdżał tą drogą obok mojego domu, nie zahamował właściwie i bum! - uderzył w chodnik. Samochodem trzepnęło w górę, Staszek wyleciał przez szyberdach, zrobił dwa salta w powietrzu i rozbijając szybę wpadł do mojej sypialni na piętrze.
- Rany, jaka okropna śmierć...
- Ależ skąd, nie zabił się! Wylądował w mojej sypialni i leżał taki zakrwawiony w potłuczonym szkle. Wtedy zauważył dużą starą zabytkową szafę, która stała w pokoju. Sięgnął w górę i chwycił za nią próbując wstać. I nagle huk! Masywna szafa przewróciła się na niego, przygniotła go i pogruchotała mu kości.
- Psiakrew, strasznie zginął.
- Nie, nie, utrzymał się przy życiu. Jakimś cudem zdołał wydostać się spod szafy i podpełznąć do poręczy. Próbował się na niej podciągnąć ale pod jego ciężarem poręcz złamała się i Staszek spadł z piętra. W powietrzu wszystkie połamane
części poręczy tak się obróciły, że spadając na niego, przypięły go do podłogi.
- Ożesz w mordę! Straszny sposób by odejść z tego świata.
- No co Ty, to go nie zabiło. Spadł tuż obok kuchni. Wpełzł
do środka, próbuje podciągnąć się na kuchence, ale zahaczył o duży garnek z gotującą się wodą, i chlust! człowieku, cały wrzątek wylądował na nim i popalił mu prawie całą skórę.
- O rany! Okropne tak umrzeć...
- Nie, nie, teraz też przeżył! Leżał tak na ziemi, poparzony wrzątkiem, gdy zauważył telefon. Próbował sięgnąć słuchawkę, by wezwać pomoc, ale zamiast tego wyrwał gniazdko elektryczne ze ściany. W połączeniu z wodą wyszła mieszanka piorunująca, potężna dawka woltów strzeliła przez niego i facet padł porażony prądem.
- Cholera! Diabelnie przerażająca śmierć.
- Ależ nie, wcale wtedy nie zginął...
- To, do groma jasnego, jak właściwie umarł?
- Zastrzeliłem go!
- Zastrzeliłeś go??? A czemu do diabła go zastrzeliłeś?!
- Kurcze, człowieku, przecież on rozpieprzyłby mi całą chałupę...
!
Noc. Małżeństwo śpi w łóżku, gdy nagle budzi ich głośne łup, łup, łup w drzwi. Mąż przewraca się na bok i patrzy na zegarek: trzecia w nocy. "Kurde, nie będę się o tej porze zrywał" - myśli i przewraca się z powrotem.
Słychać głośniejsze łup, łup, łup.
- Idź otwórz, zobacz, kto to - mówi żona.
Mąż zwleka się półprzytomny i schodzi na dół (mieszkają w domku). Otwiera drzwi, a na progu stoi facet, od którego czuć alkohol:
- Dobry wieszor - bełkocze - Szy mochby pan mnie popchnąć?
- Nie! Spadaj facet, jest trzecia w nocy. Wywlokłeś mnie pan z łóżka - warczy mąż i zatrzaskuje drzwi. Wraca do żony, kładzie się i mówi, co zaszło.
- No co ty, jak mogłeś? - mówi żona. - A pamiętasz, jak nam się wtedy zepsuł samochód, kiedy jechaliśmy odebrać dzieci z kolonii i sam musiałeś pukać do kogoś, żeby nam pomógł? Co by się wtedy stało, gdyby też ci powiedział, żebyś spadał?!?!?!?
- Ale kochanie, on był pijany!
- Nieważne, potrzebuje pomocy.
Mąż jeszcze raz zwleka się z łóżka, ubiera się i schodzi na dół. Otwiera drzwi, ale z powodu ciemności nic nie widzi, więc woła:
- Hej! Czy nadal trzeba pana popchnąć?
Z ciemności dochodzi głos:
- Taaaa...
Mąż, ponieważ nadal nie potrafi zlokalizować faceta, krzyczy:
- Gdzie pan jest?
- W ogrodzie, na huśtawce...